Syriusz Black
3 posters
Zakon Feniksa :: Postaciowo :: Nasze :: Karty postaci :: Dorośli
Strona 1 z 1
Syriusz Black
ψ Syriusz Black ψ
Aidan Turner
»Imiona postaci« Syriusz »Nazwisko postaci« Black »Wiek« 35 »Data urodzenia« 23.11»Miejsce urodzenia« Londyn »Czystość krwi« szlachetnie czysta | |
»Miejsce zamieszkania« Londyn, Grimmauld Place 12»Dom« Gryffindor »Patronus« duży, czarny pies»Bogin« James oskarżający go o to, że nie był w stanie przejrzeć Petera»Zawód« brak »Różdżka« Jego, złamana przez Ministerstwo: 12 i 3/4 cala, giętka, dziki bez, włókno smoczego serca. Zmuszony do używania: 10 cali, twarda, olcha, włos jednorożca |
» PATRONUS «
To było potrzebne. Wtedy, gdy nad światem czarodziei zawisła groźba zagłady, ta pierwsza groźba, i robiło się wszystko, by być jak najlepiej zabezpieczonym przed tym, co może cię spotkać na drodze. Uczyło sie wszystkiego, czego się dało - w tym zaklęcia patronusa, nad którym Syriusz spędził trochę czasu pod czujnym okiem Remusa, mając u boku Jamesa i Petera. Jak zwykle. Nauczyli się sami - tak samo, jak było z animagią, nie potrzebowali dodatkowych nauczycieli. Byli zdolni. Syriusz był zdolny, tylko trzeba zaznaczyć, że jemu... jemu to przyszło trochę trudniej, niż nawet Peterowi. Miał szczęśliwe wspomnienia, miał, sporo, w końcu miał zajebistych przyjaciół, ale gorycz, którą miał w sobie, głęboko zakopaną,nie do końca pozwalała mu cieszyć się tym co ma, i szczęśliwe wspomnienia nie były wystarczająco mocne. Jednak mu sie udało i nikogo nie zdziwiło, że patronus Blacka to pies. Wielki pies, który przyjaźnie zamachał ogonem nim rozpłynął sie w powietrzu, nie wyczuwając żadnego niebezpieczeństwa.
W aktualnej sytuacji w jakiej jest pan Black, nie byłby on w stanie wyczarować w pełni cielesnego patronnusa.
» RODZINA «
Ψ Blackowie - wszyscy, niestety, i każdy z nimi spokrewniony, jest tego sporo wiec nie warto wymieniać wszystkich po kolei. Ci, którzy powinni być najbliżsi już nie żyją, mimo, że prześladują sobą nawet po śmierci (kochana mamuśka), uchowały się tylko kuzynki Syriusza, z którymi, oprócz Andromendy i jej rodziny, Black nie chce mieć nic wspólnego.
Ψ Za swoją prawdziwą rodzinę, Black uważał Huncwotów. Jamesa, Remusa i... i Petera, chociaż tego ostatniego w tej chwili mógłby zabić bez mrugnięcia okiem. Teraz pozostał mu tylko Lunatyk i Harry, syn Jamesa i Lily. Bo Zakon...
Ψ Zakon działa Syriuszowi trochę na nerwy i w życiu by się do tego nie przyznał, ale niektórych z członków spokojnie mógłby wcisnąć do "rodziny". Chociażby bliźniaki Weasleyów, którzy tak bardzo przypominają Syriuszowi jego i Jamesa, kiedy byli w szkole.
BIOGRAFIA
Lubimy powtarzać, prawda?
Ale zacznijmy od początku, od tego, w którym małe, czerwone stworzenie, z mnóstwem czarnych włosów na głowie, wepchnęło się na świat, wpadając w sidła rodziny która szczyciła się czystością krwi i nienawidziła mugolu, szlam i innych zakał, które brudziły swoją osobą świat. Nie tylko ten czarodziei. Blackowie od zawsze byli znani z tego, że mają gdzieś innych, że liczy się dla nich czubek własnego nosa i dobre urodzenie. Co prawda, wyjątki były, zawsze są wyjątki i po kilku latach Walburgia mogła się przekonać, że jej pierworodny syn, ktoś na kogo liczyła całym swoim czarnym sercem, też był takim wyjątkiem. Brudnym, zapchlonym wyjątkiem, który przynosił wstyd ich nazwisku. Ale był jeszcze Regulus, młodszy brat Syriusza, który złagodził ból rozczarowania tym pierwszym synem, stając się ukochanym syneczkiem matki.
Syriusz nie znosił rodzinnego domu - od zawsze, a raczej... od kiedy skończył siedem lat, tak właściwie. Wtedy to się zaczęło, wtedy zaczął rozumieć, myśleć po swojemu, odkrywać, że to co wpajały mu matka i ciotka, że to są brednie i mugole czy szlamy wcale nie są takimi złymi ludźmi, jak mówiły. A co się takiego wydarzyło, że siedmiolatek przejrzał na oczy? Właściwie nic wielkiego, nic... takiego, tylko wielka, potężna awantura, po tym jak Reg doniósł matce, że Syriusz bawi się na ulicy z jakimś obcym dzieciakiem (a pobiegł naskarżyć tylko dlatego, że z Regiem nie chcieli się bawić... mała, dziecinna złośliwość). Po pierwsze, samo to, że Syriusz wyszedł z domu bez wiedzy matki, po drugie, okazało się że dzieciak z którym od jakiegoś czasu bawił się był mugolem... i przy okazji naprawdę fajnym kolegą, który wcale nie był taki zły jak matka gadała, więc... szlaban, chłosta, wszystko razem, złamało siedmiolatka i pozwoliło mu przejrzeć na oczy.
A potem był Hogwart. Na Merlina i innych Wielkich, to był najlepszy okres dla Syriusza. Z dala od znienawidzonego domu, z dala od matki, ciotki, ojca i wszystkich innych. Siedem pięknych lat w otoczeniu przyjaciół, cudownych przyjaciół, którzy byli dla niego bliżsi i cenniejsi niż rodzina. Owszem, po szkole też było dobrze, bo byli wszyscy razem, ale to Hogwart zapewnił im taką szaloną beztroskę z której korzystali bardzo mocno, niekiedy zbyt mocno upajając się tym, ze są... że byli nie do pokonania przez system - cokolwiek by nie zrobili i tak uchodziło im to płazem, doliczając tylko kolejny szlaban do wielkiej puli i chyba tylko raz stali na krawędzi. Raz. Syriusz pamiętał to jakby było wczoraj, bo furii w ciemnych oczach Jamesa nie dało się zapomnieć, bo kiedy Black myślał, że jego przyjaciela rozbawi to tak samo mocno jak jego, przecież oboje nie znosili tego idioty, Snapea, równie mocno, okazało się, że nie, że Rogacz... Rogacz miał zawsze więcej rozumu niż Łapa. Wtedy też. Severus znienawidził ich wtedy jeszcze bardziej, Syriusz jego też, chyba najbardziej z całej czwórki Huncwotów, i przy okazji siebie też zaczął nienawidzić, bo widział w oczach Jamesa coś innego, niż zawsze, coś....oboje byli wtedy na siebie wściekli, bardzo wściekli i trochę trwało zanim wszystko wróciło do normy, bo może gdyby nie to, że ta furia która ogarnęła ich oboje, gdyby ona miała inne ujście, nie ta...nie takie, jak wtedy, w Pokoju Życzeń, z dala od ciekawskich spojrzeń, może pogodziliby się szybciej. Łatwiej.
Nigdy o tym nie rozmawiali. Nigdy do tego nie wracali. Znowu byli przyjaciółmi na śmierć i życie, ramie w ramię opuszczającymi mury szkoły by wejść w dorosłe życie
Beztroska musiała się skończyć. Musieli podejmować poważne decyzje, chociaż... nie łatwo było zrezygnować z szaleńczego, młodzieńczego życia - kurcze, przecież mieli zaledwie po osiemnaście lat, niewiele, tak bardzo niewiele i chociaż było inaczej, trochę inaczej, bo nie byli już czwórką, a piątką, a James jakoś przy Lily naprawdę złagodniał i się uspokoił, to ciągle robili różne zabawne rzeczy razem. Nie tak często i nie tak bezgranicznie nieodpowiedzialnie jak w szkole, ale... nadal. Co w końcu się skończyło na dobre, kiedy trzeba było stawić czoła nowym niebezpieczeństwom które pojawiały się nagle, z dnia na dzień, ubrane w maski i peleryny. Zielone znaki nad domami, śmierć znajomych, mugoli, szlam... zamieszanie z tym wszystkim było trochę taką okazją do wyżycia się. Black się wyżywał. Odreagowywał na walkach ze śmierciożercami brak adrenaliny, bo od kiedy panna Evans przestała być panną i Jim musiał się martwić o nią jeszcze bardziej niż zazwyczaj (była przecież szlamą, a na szlamy polowali...) wszyscy zdawali się być nerwowi i nieskłonni do żartów (chociaż Remus kiedyś powiedział, że nie powinni z nich rezygnować, że drobne żarty się przydadzą w tych czasach, dla rozluźnienia), więc Syriusz musiał sobie radzić w ten sposób (jednak jakby... jakby się przyjrzeć temu, nie tylko o brak adrenaliny chodziło, i chociaż naprawdę Syriusz przepadał za Lil, nie mógł jej wybaczyć tego, że Jim poświęcał więcej uwagi jej, niż jemu...). Dobra, radził sobie jeszcze w inny, typowo męski, ale co poradzić - był jaki był, o zainteresowanie kobietami nie musiał się prosić, więc z tego korzystał, z uśmiechem na ustach, który nie był właściwie taki do końca wesołym...ale no.
Później było coraz gorzej. Zakon dawał radę, ale śmierciożercy rośli w sile a świadomość tego, że najbliższy przyjaciel Syriusza był w niebezpieczeństwie razem ze swoją małą rodziną (bo przecież Potter musiał zapłodnić Evans akurat wtedy, kiedy świat pogrążał się w chaosie, cały Jim) pozwalała skupić się tylko na tym, by zapewnić mu bezpieczeństwo. Mu i jego żonie, i synowi, który został chrześniakiem Syriusza. Do tego dochodziło jeszcze coś gorszego, coś w co nikt nie chciał wierzyć, ale ewidentnie ktoś z ich czwórki grał na dwa fronty - znaczy, nie tyle co z czwórki, co z dwójki i chyba tylko pieprzone patrzenie na stereotypy pozwoliło, a nawet zmusiło Blacka i Pottera do tego, by uznać Remusa... ciężko było nie zrzucić podejrzeń na kogoś, kto znikał na całe tygodnie by powrócić w gorszym stanie niż był (teraz, kiedy o tym Black pomyślał, Remus mógł już wtedy bawić się podziemnego szpiega Dumbledora, a oni... byli beznadziejnymi przyjaciółmi). Peter był taki niepozorny. Zawsze cichy, zawsze na końcu, rzadko się uśmiechał, rzadko patrzył ci w oczy... i może to powinno bardziej ich zastanowić. Może to, że Syriusz jakoś nigdy nie umiał do końca zaufać Glizdkowi powinno go jakoś naprowadzić, że to jednak nie Remus. Ale James. Znowu James i jego słowa, jego pewność w głosie i w spojrzeniu. Uwierzył. Zaufał Rogaczowi i obdarzył zaufaniem Petera.... a potem nie było już nic, tylko pusty, histeryczny śmiech i krew na rękach. Nie dosłownie. Bo może to i nie Syriusz był zdrajcą, ale... czuł się winny, że nie znalazł w porę tego, który donosił. Że źle ocenił Remusa. Że James nie żyje. I Lily też. A Peter zwiał, tchórz pierdolony, wrabiając we wszystko Blacka. Nie było to trudne, skoro nawet Albus był święcie przekonany, że Potterowie to właśnie Syriuszowi powierzyli swoje życie. A Blacka nikt nie chciał słuchać. Nikt.
Azkaban. Nigdy. Więcej. Nigdy.
Nie chce o nim rozmawiać, mówić, myśleć wspominać. Te lata... dwanaście lat w murach tego piekła, były czymś strasznym. Nie da się tego opisać słowami, więc nawet nie próbował. Ucieczka z niego była najlepszą rzeczą jaka mu się przytrafiła - nie mógłby tego dokonać, gdyby nie to że miał cel. Że wiedza, że tamten sukinsyn tak po prostu... tak po prostu egzystuje obok syna Jamesa, że w każdej chwili mógłby coś odpierdolić. To działało silnie, bardzo silnie na jego chęć i wolę, o wiele silniej niż sama świadomość własnej niewinności - bo był niewinny i tylko ta myśl, której trzymał się kurczowo, sprawiła, że nie stracił swoich zmysłów do końca - cudem udało mu się uciec, cudem... i nigdy, nigdy tam nie wróci. Prędzej zabije się, niż wyląduje znowu w tamtym miejscu.
Po Azkabanie wcale nie było tak prosto, jakby się wydawało. Był zbiegiem, poszukiwanym numerem jeden, i tylko dzięki swojej zdolności animagii o której Ministerstwo nie miało pojęcia, udało mu się przedostać do Londynu, a potem do Hogsmade, nie będąc zauważonym przez nikogo, kto mógłby donieść o tym, że gdzieś był widziany.
Oczywiście po drodze do Hogwartu miał klika małych przystanków - pierwsze co zrobił, co musiał zrobić, to odwiedzenie grobu Potterów. Musiał tam iść, musiał...nie, nie płakał, nie miał nawet na to sił, nie mówił nic, po prostu stał przy grobie w postaci psa - bał się wrócić do człowieczej natury - kilka długich godzin, zanim nie udał się dalej, by sprawdzić czy u Harry'ego wszystko w porządku. Bo jego też musiał zobaczyć. Przekonać się, że jest dobrze. Nie było - Dursleyowie, których Syriusz obserwował przez kilka dni nie należeli do najcudowniejszych ludzi, i cholera, miał ochotę pogryźć tłuste tyłki Verona i Dudleya a i chudej szyi Petunii by się nie ostało, jednak to by rzuciło jakieś zainteresowanie na tą rodzinę... tak uważał, dlatego po prostu patrzył, uśmiechając się w duchu na widok czarnej czupryny która co jakiś czas pojawiała się poza domem. I chociaż zawalił pierwszą próbę porozmawiania z chrześniakiem, nie poddał się, nie odrzucił swojego celu i gdy rok szkolny się zaczął, Syriusz też tam był, niedaleko, ukryty we Wrzeszczącej Chacie, wychodził nocami na poszukiwanie jedzenia, modląc się, by dementorzy, którzy czaili się dookoła nie wpadli na jego trop.
To, czego się dopuszczał w tamtym czasie, nie było niczym dobrym - wtargnięcie do szkoły, czym wystraszył tylko dzieciaki a opinię, jakoby miałby być chory na umyśle, tylko umocnił swoim zachowaniem (po prostu nie mogłem czekać dłużej, nie mogłem... myśl, że on, że on tam jest i niewiele brakuje, by cokolwiek zrobił....sukinsyn jeden, wiedział jak się ustawić). Jednak w końcu dostał swoją szansę, dostał Petera w swoje łapska, i zaraz za nim pojawili się inni - bo Harry i jego przyjaciele ruszyli na ratunek małemu zwierzątku Rona, a potem pojawił się Remus, Remus który mu uwierzył... I kiedy mała iskierka nadziei się pojawiła, kiedy mogło być normalnie, bo Peter był związany, bo Harry nie wydawał się tak przerażony myślą o posiadaniu ojca chrzestnego, jak Syriusz przypuszczał, że będzie (i nawet chęć mordowania Blacka młodemu Potterowi przeszła), wszystko musiało się spieprzyć, znowu, i to tylko dlatego że... księżyc w pełni bywa zgubny a nienawiść pewnego tłustowłosego nauczyciela potrafi nieźle namieszać.
Tylko, że znowu mu się udało. Syriusz po raz drugi uciekł, daleko, przy pomocy swojego chrześniaka i jego przyjaciółki, oczywiście nie obyło się bez małych problemów i nieco łzawych pożegnań, ale był wolny. Był. Owszem, Peter też był wolny i uciekał gdzieś, by przeczekać swoje, ale Syriusz w ciągu jednej nocy dostał coś o wiele więcej niż tylko wolność - znów miał przyjaciela i kogoś, dla kogo mógł się starać... Nie jego wina, że w Harrym widział Jamesa. Skubany był bardzo do ojca podobny. Oprócz oczu. Te miał po Lily.
Kolejny rok, to wieczne przechodzenie z miejsca na miejsce, by nie dać się złapać, ukrywanie się po kątach i prowadzenie obskurnego, nomandzkiego życia. Ale korespondował z Harrym, z Remusem i nie było aż tak bardzo źle. Tylko znowu robił coś, co mogłoby go zdemaskować, jednak nie mógł tak po prostu być daleko, kiedy jego chrześniak mógł być w niebezpieczeństwie. Bardzo uważał będąc znowu w Hogsmade, by nikt nie zwrócił na wielkiego psa uwagi. Był bliżej Pottera i mógł mu jakoś pomóc, przy okazji nie musząc dowiadywać się informacji ze starych wydań proroka,które zabierał ze śmietników.
Gdy pół roku temu doszło do incydentu na turnieju, sądził że to będzie koniec jego ukrywania się. Miał taką nadzieję, że Ministerstwo przejrzy na oczy i zrozumie jak wiele błędów popełnili, i oddadzą mu dobre imię. Jednak jak wszyscy wiemy, Ministerstwo nie tyle co nie przejrzało, co zamknęło się ciasno w swojej bańce, uważając, że problemu nie ma, że nikt taki jak Voldemort nie powraca, a śmierć chłopca była wynikiem katastroficznego błędu organizatorskiego. Black ciągle musiał się ukrywać, a nawet gorzej, bo znowu został więźniem, tym razem własnego domu, którego nienawidził a który z przyjemnością oddał Zakonowi pod Kwaterę Główną (przynajmniej to mogłem zrobić dla nich, prawda? Tylko tyle. Nic więcej. Beznadzieja...kurwa mać, zrobiłbym więcej! Dużo więcej, gdyby mi pozwolili...). I chociaż nie był sam, bo ciągle ktoś w Kwaterze przebywał to... czuł się źle, nadal się czuje źle, beznadziejnie i niepotrzebnie, siedząc tylko na tyłku i nie robiąc nic... a zrobiłby tyle, dużo, powtarzał to Dumbledorowi do znudzenia, kłócąc się z nim i tylko ostatkami wolnej woli powstrzymywał się, by odsiedziany wyrok w Azkabanie miał w końcu jakieś poparcie w jego czynach - bo nie wiecie na ile różnych sposobów mordował Severusa w swojej wyobraźni, nie jesteście w stanie tego pojąć.
CHARAKTER
Stara się być odpowiedzialny, ale to mu nie wychodzi, bo jest Syriuszem Blackiem, on nie potrafi być odpowiedzialny, chociaż teraz, kiedy ma za kogo... tak, uznał że jako ojciec chrzestny, jest odpowiedzialny za syna Lily i Jamesa, może... może mu się uda, chociaż trochę, darować sobie te nastoletnie zgryzy z Severusem (uznał Black, że zawieszenie broni będzie dla wszystkich znakiem, że Syriusz potrafi być dorosłym facetem, który odpowiedzialność ma w małym palcu.... taaa). Dobra, nie oszukujmy, darować sobie złośliwości z Snapem nie mógłby, to była jedna z lepszych rozrywek na GP ( o ile Severus nie dopiekł Blackowi tak, że ten nie był w stanie się odgryźć. A bywało i tak.)... więc w sumie chyba ta jego odpowiedzialność to ssie.
Lubi sobie pożartować, dać dojść do głosu temu dzieciakowi który gdzieś tam, w małych zakamarkach Syriuszowego umysły, nadal jest i cieszy się, kiedy coś powiedzieć może.Chociaż wydaje się być nawet pozytywnie nastawiony do życia, pomimo tego zamknięcia, bezczynności i beznadziejności która go otacza, to tak naprawdę jest to tylko kolejna poza Blacka, bo w środku skrywa się jedna, wielka pustka, dziura ziejąca czernią, którą zapełnia kolejnymi ognistymi bądź pewnym wynalazkiem, który wraz z Jimem stworzyli w szóstej klasie. W środku Syriusz jest zniszczony przez Azkaban, przez siebie samego, rozmyślającego o tym, że gdyby myślał inaczej, gdyby patrzył uważniej, to teraz u jego boku stałby James i byłoby dobrze.Tak, ma wyrzuty sumienia, cholerne wyrzuty sumienia, które wyżerają go, nie pozwalając mu spać. Niekiedy trudno mu z tym walczyć (przeważnie wtedy, gdy przesadzi z Ognistą) i wychodzi z niego straszna zrzędliwość, niechęć do świata, do ludzi, do siebie samego i na szczęście wtedy bywa sam, kompletnie sam, czego w sumie też nie znosi, mimo że otwarcie mówi, że samotność jest tym co lubi. Ale naprawdę w domu lepiej się siedzi ze świadomością, że piętro niżej, w kuchni, siedzi Remus i mamrocze nad wydaniem Proroka.
Trochę szalony też jest. Może twierdzić, że Azkaban nie zabrał mu zmysłów,ale piętno jakieś po sobie pozostawił. Mugolski lekarz określiłby to mianem lekkiej schizofrenii - bo Blackowi zdaje się, że słyszy głos Rogacza, jego śmiech i czasem z nim rozmawia, sam na sam, kiedy bezsenna noc jest dłuższa niż zazwyczaj. I z tym też się dobrze kryje - chociaż łapie Remusa na tym, że przygląda mu się uważnie - paranoja też była obecna w głowie Syriusza, każąc mu dopatrywać się różnych rzeczy, które tak naprawdę nie mają miejsca, ale... nie może inaczej. Spojrzenia, szepty za plecami, to wszystko tylko irytuje Syriusza o ile nie wie, jakie mają one znaczenie. A to przeważnie sobie sam dopowiada. Agresywny jak sie go porządnie zdenerwuje - tak. Nadpobudliwy, narwany, agresywny i chociaż dawno nie używał pięści do wyrównania rachunków, to zdarzało mu się obić komuś twarz tak, że trudno było rozpoznać kim jest ten ktoś (co prawda, wtedy to byli smierciożercy, więc ich nikomu szkoda nie było).
CIEKAWOSTKI
Wielkich zainteresowań to pan Black nie ma. Przynajmniej nie teraz. Jak był młodszy zafascynowany był kulturą mugoli: kolekcjonował plakaty (co z tego, że większość pochodziła z Playboya czy innej gazety dla panów...), dużo czytał o mechanice - miał nawet własny motor, podrasowany trochę magią, a który teraz wylądował w wielkich łapskach Hagrida - słuchał mugolskich zespół rockowych, większość w sumie robiąc na złość matce póki w domu mieszkał, a potem... potem mu to już zostało, bo to lubił. Z magicznych rzeczy to wsiąknął w Obronę Przed Czarną Magią, ale to było chyba logiczne skoro chciał zostać Aurorem, tak jak James (bo przecież wszystko robili razem, wszystko... ) i w sumie to wszystko, Teraz nie interesuje się niczym konkretnym. Nie ma hobby, nie ma niczego, co mogłoby chociaż trochę zająć jego umysł. Nie ma.
x jego różdżkę złamało Ministerstwo zaraz po zatrzymaniu, dlatego teraz ma drugą, której nie lubi (ona jego chyba też) dlatego mało kiedy się nią posługuje. Zresztą i tak nie ma potrzeby jej używania, skoro cały czas siedzi w domu
x niezarejestrowany animag - przybiera postać wielkiego, czarnego psiska
x współtwórca mapy huncwotów, co czyni go znawcą większości tajemnych przejść w szkole i wszystkich korytarzy jakie szkoła posiada
x posiadacz zestawu dwukierunkowych lusterek które służą do komunikacji między sobą
x od czasu ucieczki z Azkabanu bardzo mało śpi (jakby dużo spał w samym Azkabanie), bo dręczą go koszmary związane z pobytem tam i wszystko powraca dręcząc go po nocach.
x jest paranoikiem, co prawda nie pokazuje tego po sobie, dobry z niego aktor, ale ma swoje małe odchyły: swego czasu podskakiwał na niemal każde trzaśnięcie drzwiami, obawiając się, że go znaleźli i zabiorą z powrotem do Dementorów
x żeby jakoś sobie pomóc, w spaniu i w codziennym, normalnym funkcjonowaniu, po cichu zażywa eliksir który go trochę otępia i wprowadza w dobry nastrój. Jest to stary eksperyment, który stworzył razem z Rogaczem, jeszcze w szkole, dla zabawy (jak wszystko co robili, wszystko co robili z Rogaczem było dla zabawy, prawda?) i nawet Remus o tym nie wiedział (chociaż, to mądry chłopak był, mógł wiedzieć, że te radosne nastroje to coś więcej, niż ich codzienne usposobienie, ale jak wiedział to nic nie mówił, tylko patrzył inaczej, uważniej)
x hoduje Hipogrfa na którym uciekł dwa lata temu z Hogwartu. Właściwie to chyba najbardziej ufa temu stworzeniu...
x Dusi go siedzenie w domu, którego wręcz nie znosi, i tylko czeka na moment w którym będzie mógł go opuścić i zrobić coś dla dobra sprawy
x Lubi sobie wyobrażać, że Stworek myje podłogę głową Severusa. Ot taka mała fantazja z ukochanym ślizgonem w roli głównej.
Syriusz Black- Różdżka : 10 cali, twarda, olcha, włos jednorożca
Skąd : Londyn
Re: Syriusz Black
The member 'Syriusz Black' has done the following action : Rzut kośćmi
'Bonus do karty' :
Result :
'Bonus do karty' :
Result :
Admin- Admin
Re: Syriusz Black
Akceptuję kartę i witam oficjalnie na naszym forum. :)Zapraszam teraz do tematów z relacjami i sową i życzę udanej i przyjemnej gry. :D
Za ciekawą kartę otrzymujesz ode mnie 48 punktów. Nie pełne 50, bo momentami trudno zrozumieć, o co chodzi, jednak nie każę Ci tego poprawiać, bo nie są to aż tak istotne szczegóły.
Armand Crow- Różdżka : 13 cali, dąb, sztywna, włókno ze smoczego serca
Zakon Feniksa :: Postaciowo :: Nasze :: Karty postaci :: Dorośli
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach